las we mgle

Nieostrość – odmienny stan świadomości

Nieostrość. Producenci sprzętu fotograficznego ścigają się w konkurencji: który autofokus jest najszybszy, najcichszy, najbardziej precyzyjny. A mnie tam wszystko jedno, bo…

bo lubię sobie pokręcić ręcznie pierścieniem ostrości. Mało? To dokładam własnoręcznie zrobiony filtr radykalnie psujący obraz. Dopiero wtedy świat, który obserwuję obiektywem staje się naprawdę tajemniczy i wręcz nieodgadniony.

Mam wadę wzroku, niestety ze sporym astygmatyzmem. Nie mogę więc skorzystać z soczewek korekcyjnych wbudowanych w aparat – są niewystarczające. Nieostrość to dla mnie codzienność. Współczesny fabryczny autofokus jest dla mnie zbawieniem. Jak proteza nogi pozwala zatańczyć człowiekowi bez nogi, tak współczesny aparat z autofokusem umożliwia mi upolowanie poprawnych obrazów. Jak przypomnę sobie czasy, gdy te rozwiązania dopiero wchodziły na rynek, to dobre oko i sprawna ręka były szybsze. Dziś nie wyobrażam sobie robienia zdjęć w ruchu bez dobiegaczki i silnika. Denerwuję się tylko, gdy silnik autofocusa rzęzi, bo nie może się zdecydować na co nastawić ostrość.

Oko widzi, co widzi, nie ma rady, ale to mózg interpretuje uzyskiwany obraz tak, byśmy mogli trafić łyżką zupy do ust.

Rzeczywisty obraz uzyskiwany przez soczewkę oka jest przecież odwrócony do góry nogami. Mózg też wyostrza nam obraz po to, byśmy mieli wystarczający nadmiar informacji i wybrali sobie z nich te, które w danym momencie są najbardziej użyteczne. Zwykle byśmy mogli odróżnić śmiertelnego wroga od niegroźnych przyjaciół. Istnieje cała gałąź nauki zajmująca się fizjologią i psychologią widzenia, której tu zgłębiać nie zamierzam.

Działanie autofokusa sprowadza się z grubsza biorąc na znalezieniu w wybranym znacznikiem miejscu obrazu największego kontrastu. Dlatego, gdy pole pomiarowe dla autofocusa jest zbyt szerokie, aparat ustawia ostrość na granicę ucho/tło mimo, że my pracowicie próbujemy wstrzelić się z ostrością w oko. Gdy kontrast jest zbyt mały (np. w słabych warunkach oświetleniowych) aparat wysyła wiązkę promieni oświetlających przedmiot i na podstawie odbitego światła ustala odległość ostrzenia.

Ale czy zawsze muszę działać zgodnie z instrukcją? Mam dość tych, którzy wiedzą lepiej, co dobre dla mnie. Anarchistą można zostać także w dziedzinie obsługi aparatu. Od czasu do czasu wyłączam automatykę. To moja przestrzeń wolności absolutnej. I wtedy świat mnie zaskakuje. Można by rzec, że zdarzają się wizje… nieostrość.

Zwykła hotelowa lampa staje się roześmianą buźką.

Obecnie najczęściej celowo rozostrzane zdjęcia wykonuję na co dzień jako tła pod portrety.

Wykonując portrety biznesowe nie zawracam sobie głowy szukaniem odpowiedniej przestrzeni do zdjęć – zwykle jej i tak nie ma. Porządnie oświetlonego człowieka (sfotografowanego na białym tle) wklejam potem na tło wytworzone poprzez rozostrzenie w tej lub innej przestrzeni. Ba, kolekcjonuję zdjęcia nieostre właśnie po to, by mieć wybór, co podłożyć.

nieostrość, lekarz na tle

Znawca Photoshopa powie, że tło także można wyprodukować w programie. I ma rację. Próbowałam – wyszło nawet nieźle, ale nie miałam przyjemności.

Produkując nieostre zdjęcia mam radochę, że jestem choć przez chwilę wolnym człowiekiem, a nie tylko aparatowym (czyli człowieczą końcówką podczepioną do właściwego aparatu).

Kto zna książkę: „Ku filozofii fotografii” – Viléma Flussera, ten wie co mam na myśli. Kto nie zna, niech przeczyta.

 

Podobne wpisy