Pies w żółtej pelerynce

Pies w żółtej pelerynce – historia przypadku

Z cyklu „nasze fotografie”

Dzięki pandemii zaczęłam jeździć po Warszawie rowerem. Trasa z Bielan na Pragę Północ komunikacją miejską z jedną przesiadką zajmowała mi zwykle ok 40 minut. O dziwo, rowerem zajmuje mi niewiele więcej czasu, 5 do 10 minut dłużej w zależności jak podpasują światła. Na Pragę wyprawiam się ostatnio w poszukiwaniu abstrakcji na ścianach, bo odrapanych ruder tam jest dostatek. Ale jak po drodze urodzi się inny temat to próbuję się z nim zmierzyć. Tak było w przypadku tego zdjęcia czyli „pies w żółtej pelerynce”.

W połowie drogi na Pragę zaczął padać deszcz. Stanęłam pod przystankową wiatą. Ubrałam swoje nieprzemakalne wdzianko i ruszyłam dalej. Mijając następny przystanek zauważyłam, że starsza pani ubiera swojego psa w elegancką żółtą pelerynkę. Przejechałam jeszcze z 300 m bijąc się z myślami, czy sytuacja warta jest zdjęcia. Zdecydowałam, że tak. Zawróciłam. Zapytałam, czy mogę sfotografować psiaka. Trochę to potrwało zanim wyciągnęłam aparat z plecaka. W międzyczasie na horyzoncie pojawił się tramwaj. Zapaliła mi się lampka w głowie. Jest rytm koloru! Wyczekałam jeszcze 10 sekund i puściłam serię 4 klatek. Nie byłam w stanie nawet sprawdzić co wyszło, bo padła bateria. Pani wsiadła do tramwaju, a ja pojechałam dalej szukać abstrakcji.

Dopiero w domu na ekranie kompa mogłam obejrzeć dokładnie co wyszło.

Jedna klatka była idealna. Rytm koloru uchwycony. Nie tylko żółtego, ale i czarnego. Gdyby pani miała inne spodnie to już nie byłoby dobrego zdjęcia. A nasycenie koloru zapewnił mi deszcz. Wcale nie trzeba było kręcić koloru w PS. Wysłałam to zdjęcie do LFI Gallery, a następnego dnia dostałam info, że dostało tytuł Leica Master Shot. Więc się chwalę…

Podobne wpisy