zima w Krakowie

A w Krakowie za oknem padał śnieg…

Wypad do przyjaciół w Krakowie uzgadniałam już w czerwcu. Nie mogąc się mnie doczekać, po prostu kupili bilet na Pendolino i kazali mi przyjechać.
Nawet się ucieszyłam, bo akurat jest w Krakowie do obejrzenia wystawa Edwarda Steichena. Weszłam na stronę Muzeum Fotografii MuFo i już wiedziałam, że tej soboty dla fotografii kolejny raz zdradzę przyjaciół. Z wyjazdowego weekendu dla nich została tylko niedziela. Sobotę spędziłam z MuFo, w różnych wydaniach.

Wystawa czasowa „Edward Steichen (1879–1973). Wybrane fotografie z kolekcji MNAHA w Luksemburgu”

Edward Steichen

Postać Edwarda Steichena spotkałam w swoim fotograficznym życiu bardzo dawno, jako autora (kuratora) słynnej wystawy „Rodzina człowiecza” („The Family of Man”). Kartkowałam ten album wielokrotnie i traktowałam jak własną biblię dokumentu fotograficznego. Dopiero po paru latach odkryłam, że był fotografem – gigantem.

Na wystawie prezentowane są autorskie odbitki Edwarda Steichena zdjęć wykonanych w latach 1899 – 1959

Ekspozycja zawiera też solidną porcję usystematyzowanej wiedzy o samym fotografie.

Edward Steichen, jak się okazuje był malarzem, projektantem, fotografem piktorialistą, fotografem wojennym, lotniczym, modowym, komercyjnym, tworzącym abstrakcje i fotomontaże, dokumentalistą filmowym, redaktorem, szefem działu fotografii w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku (MoMA) oraz wybitnym ogrodnikiem. I tak w 1985 r mieszkający w Milwaukee – syn emigrantów z Luksemburga (oto nitka do kłębka, dlaczego podarował swoje prace muzeum w Luksemburgu), od roku studiujący malarstwo, zakupił aparat Kodak. Już w 1899 jego autoportret został wyróżniony na Filadelfijskim Salonie Fotografii.

Wyruszał z Nowego Jorku, gdzie spotkał Alfreda Steglitza, który po latach stał się jego współpracownikiem i przyjacielem, do Europy. We Francji aktywnie uczestniczył w życiu kulturalnym doskonaląc jednocześnie swój warsztat malarski i fotograficzny. Po powrocie do Nowego Jorku, w 1902 r. założył studio portretowe przy Piątej Alei. W 1907 r. zamieszkał na stałe w Voulangis we Francji, gdzie oprócz malowania i fotografowania zajmował się uprawianiem roślin! Wybuch pierwszej wojny światowej zmusił go do powrotu do USA. W czasie tej wojny był dowódcą fotograficznej dywizji amerykańskiego korpusu ekspedycyjnego i wykonywał zdjęcia lotnicze. Po wojnie Edward Steichen powrócił do Francji. Kolejny zakręt życiowy – w 1922 r. rozstanie z żoną i ponowny skok do Nowego Jorku. Tam pracował dla „Vogue” i „Vanity Fair”. Wypracował własny styl portretowy, niezwykle nowatorski i dynamiczny wobec tego, co było normą dla tych czasów (sztywne, wręcz pretensjonalne upozowanie

Jest i akcent akcent polski: portret Poli Negri z 1925 r.

Lata trzydzieste, w fotografii Edward Steichen robił dalej swoje, a dodatkowo zwrócił się ku popularyzacji fotografii. Organizował wystawy fotograficzne i publikacje innych amerykańskich fotografów. Współpracował przy wydawaniu pisma „U.S. Camera”, gdzie promował fotografię dokumentalną publikując takich autorów jak: Dorothea Lange, Walker Evans, Berenice Abbott, Margaret Bourke-White. Z ciekawostek: w MoMA wystawił … błękitną ostróżkę – kwiat przez niego wyhodowany, a nie jego fotografię! Bo zorganizował tam wystawę kwiatów! Z tego okresu, takim zdjęciem, które „nie zestarzało” się do dziś, jest prezentowany na wystawie portret Charlie Chaplin – Sztuczka z kapeluszem z 1931 r.

Potem, w czasie II wojny światowej, Edward Steichen był dowódcą jednostki fotografii lotniczej marynarki USA na Pacyfiku. W 1947 r. został kierownikiem działu fotografii w MoMA. Przez 15 lat pracy zorganizował tam ponad 40 wystaw, w tym jego najsłynniejsza wystawa – „Rodzina człowiecza” („The Family of Man”), w 1955 r. Ostatnie lata życia Steichen spędził w Umpawaug. Zmarł 1973 r. Tak, tak, to był gigant fotografii.

To wszystko i dużo więcej można doczytać na biogramach zamieszczonych na wystawie.

Same odbitki są pięknie wyeksponowane światłem. Nie blikują! Jest też stolik z grubaśnym albumem zdjęć Edwarda Steichena. Uwaga na marginesie – zdjęcia w albumie są tak podrasowane, że wyglądają o wiele lepiej niż oryginalne odbitki. Na odbitkach czuć wiek tych fotografii, a w książce są jakieś takie sterylnie doskonałe…?

Edward Steichen

Z biografii Steichena wynikało, że przyjaźnił się ze Alfredem Steglitzem. Na wystawie jest prezentowany portret, który mu wykonał w 1915 r. Ponoć razem spacerowali po Nowym Jorku omawiając kolejne pomysły fotograficzne.

W nawiązaniu do nowojorskich spacerów tych amerykańskich mistrzów fotografii MuFo wpadło na pomysł, żeby zorganizować spacer fotograficzny po Krakowie. Utworzyli wydarzenie na FB i oczywiście musiałam tego spróbować. Nic to, że padał śnieg. Grupa zainteresowanych spacerowiczów stawiła się w MuFo Rakowicka. Po zapoznaniu się przy śniadaniu ruszyliśmy w Kraków. Przewodnikiem był Marcin Krotla – historyk sztuki, edukator muzealny. Zaproponował formułę: oglądamy zdjęcie Steichena lub Steglitza na tablecie i szukamy wersji krakowskiej. Jak jest Central Park, to mamy Planty, jak jest nowojorska dorożka, to mamy i krakowską. Jak są wieżowce przy Fifth Avenue, to i w Krakowie znajdzie się jakaś wysoka kamienica. Itd., itp.. Zabawa była przednia, co chyba widać na zdjęciach?

Na wieczór tego dnia MuFo miało dla mnie jeszcze jedną atrakcję. Pokaz fotografii abstrakcyjnej z kolekcji MuFo, który odbył się w siedzibie na ul. Józefitów 16.

pokaz fotografii abstrakcyjnej z kolekcji MuFo

To był tzw. pokaz performatywny czyli pokaz na żywo. Prowadzącymi byli Małgorzata Swaryczewska-Krzakiewicz z fundacji SPLOT i dr Dominik Kuryłek – historyk sztuki, kierownik Działu Fotografii i Technik Fotograficznych w MuFo. Każdy z uczestników otrzymał do rąk spis prac, które miały być prezentowane (autor, tytuł pracy, wymiary), po czym prace te wjechały na wózku, opakowane w bezkwasowy papier w sposób zabezpieczający przed samoistnym wysunięciem się. Pojedynczo, praca po pracy, lądowały na stole i oglądane były z każdej strony; pieczątki i podpisy z tyłu również.

Zaprezentowano w ten sposób 25 fotografii: Alicji Dobruckiej, Zbigniewa Dłubaka, Wandy Gottwald, Tadeusza Jakubika, Jerzego Lewczyńskiego, Andrzeja Moskwiaka, Jana Motyki, Wacława Nowaka, Fortunaty Obrąpalskiej, Andrzeja Pawłowskiego, Pawła Pierścińskiego, Andrzeja Różyckiego, Tomasza Saciłowskiego, Jerzego Wrońskiego, Krzysztofa Vorbrodta, Witolda Romera, Zofii Rydet, Jerzego Strumińskiego oraz Zygmunta Rytki. W międzyczasie wywiązała się dyskusja nad miejscem i postrzeganiem abstrakcji w historii sztuki w nawiązaniu do teorii Wilhelma Worringera, o którym to usłyszałam pierwszy raz w życiu. Znaczy – trzeba doczytać, skoro zajmuję się od kilku lat abstrakcją.

Co mnie zaskoczyło? To, że zobaczyłam abstrakcyjne prace fotografów, których znałam osobiście (i wydawało mi się, że ich twórczość też). I których bym o to nie podejrzewała: Jerzy Lewczyński, Paweł Pierściński. Równie wielkim zaskoczeniem była dla mnie abstrakcja Zofii Rydet. Oryginalne odbitki oglądane nie w ramach i pod szkłem prawie pachną starością. Mają na powierzchni naturalne wysrebrzenia, które widać pod pewnym kątem. Ich oglądaniu była jakaś magia, zwłaszcza w towarzystwie równie zakręconych pasjonatów fotografii i rzeczowych komentarzy prowadzących.

Za oknem wciąż padał śnieg.

Powrót z Józefitów do przyjaciół mieszkających w okolicach Pl. Bohaterów Getta zajął mi tylko 2 godziny. Na piechotę. W czterech  węzłowych punktach Krakowa,  prawie jednocześnie, wykoleiły się tramwaje. Nic nie jeździło.  Motorniczy tramwaju stał przed swoim tramwajem nerwowo paląc papierosa. Zapytany  przeze mnie, jak dotrzeć do tego placu odpowiedział: „Centrala mówi, że ma jechać gdzie chce i gdzie może.  Ja szyn sobie nie wygnę tam, gdzie pani chce jechać. Wszystko stoi. Niech pani lepiej idzie pieszo.” Ale co tam, po drodze żyłam dalej fotografią. Nie wypuszczałam aparatu z rąk. Ogólnie była to najbardziej fotograficzna sobota od wielu, wielu lat.

P.S. Niestety nie obejrzałam wystawy „Abstrakcja i wczucie” w Domu Norymberskim w Krakowie. Dowiedziałam się o niej dopiero w trakcie tego wieczoru, a w dzień następny muzeum miało być nieczynne.

zima w Krakowie
zima w Krakowie

Podobne wpisy