X Rite Color Checker Passport

X Rite ColorChecker Passport. Czy warto?

W wielu opisach X Rite ColorChecker Passport, jak również komentarzach na forach internetowych, pojawia się pytanie, czy warto kupować? Przecież to tylko balans bieli, a to można zrobić na białą kartkę.

Na początek wyjaśnienie. X Rite ColorChecker Passport to cały system służący do kompleksowego profilowania zestawu aparat – obiektyw w określonych warunkach oświetlenia i ustawień, a nie tylko szara karta.

Czy warto kupować i stosować? Tak warto! Ale ja do pełnego używania X Rite ColorChecker Passport „dojrzewałem” blisko rok…

Kupiłem go jako magiczne narzędzie, Gral do obróbki kolorystycznej, przepełniony wiedzą zaczerpniętą z internetu. Kubeł zimnej wody wylał się na mnie bardzo szybko. To nie działa! Profile się nie generują! Trzeba ustawiać ręcznie, itp.
Popełniałem podstawowe błędy: niewłaściwe oświetlenie, kąt fotografowania i wielkość w kadrze. Przekonanie, że wydałem 300 zł na niepotrzebny gadżet przyszło bardzo szybko i ColorChecker Passport wylądował w szufladzie. Dopiero po zapoznaniu się z poważnymi szkoleniami na ten temat „odkryłem” co jest źle. Najlepsze, z pierwszej ręki, szkolenia są dostępne bezpłatnie na stronach internetowych X-rite, również po polsku!

X Rite Color Checker Passport

Ale zacznijmy od początku problemu kalibracji i profilowania. W „czasach analogowych” za końcowy wygląd naszych zdjęć odpowiadał minilab i jego operator. W większości otrzymywaliśmy poprawne kolorystycznie odbitki wywołane według „jakiś” ustawień znanych tylko operatorowi minilaba.

Na porządku dziennym były przypadki bezmyślnego wciskania guzika i produkcji odbitek, które nijak się miały do rzeczywistości. Świadomy technologi i właściwości poszczególnych materiałów fotograf, wybierał negatywy Kodak-a lub Agfy do zdjęć ludzi. Potrzebował osiągnąć nasycone kolory produktów, wybierał Fuji. Jeżeli dysponował „szarą kartą” Kodak-a, mógł na jej podstawie określić balans bieli.

X-Rite ColorChecker Passport, szare karty Kodak-a oraz kliny barwne.

Jeżeli mieliśmy sprawdzony i zaprzyjaźniony lab, którego obsługa wiedziała co robi, mogliśmy poprosić laboranta o odpowiednią kolorystykę i tu kończyła się ingerencja w kolory zdjęcia. Prawda że proste? Ale pojawiła się fotografia cyfrowa, która z założenia miała jeszcze bardziej uprościć nam życie.

Aparat z zadanymi ustawieniami, komputer i zdjęcia gotowe. Bez wychodzenia z domu szybciej i taniej. Z czasem pojawiły się usługi przyjmowania zdjęć do wywoływania przez e-mail. Jeszcze prościej i szybciej.

„Cyfra” się rozwija pojawiają się drukarki fotograficzne i inne cyfrowe urządzenia również komercyjne i pojawiają się pierwsze problemy. Raz zdjęcia z labu cyfrowego wychodzą za jasne raz za ciemne. Na monitorze naszego komputera mieliśmy ustawione kolory, a tu jakiś takie inne? Co się dzieje? Pewnie wina leży po stronie labu, robimy awanturę, nie przyjmujemy odbitek, zmieniamy minilab.

Z czasem dowiadujemy się, że podobne problemy mają inni. Co się dzieje? Coś co miało nam ułatwiać pracę powoduje tylko kłopoty. Odpowiedź jest prosta. Wraz z cyfrą dostaliśmy dużą ilość nowych zmiennych w naszym systemie pracy. Zmiennych, z których istnienia nie zdawaliśmy sobie sprawy.
Każdy aparat, właściwie jego matryca, zapisuje pliki cyfrowe inaczej. Również na różnych czułościach. Światłomierz każdego aparatu mierzy inaczej światło. Chcąc mieć 100% kontrolę nad pomiarem światła, kupimy zewnętrzny światłomierz. Super! Tylko co on nam wskaże? Jakie wartości? Jeszcze inne jak aparat.
Na przykład firma Sekonic, producent profesjonalnych światłomierzy oferuje dwa modele, Sekonic L-478 oraz Series L-758, z możliwością kalibracji przy pomocy rozszerzonej o 20% szarą kartę wersji X Rite ColorChecker Passport.
Dodajmy do tego barwę soczewek w obiektywach i wszelakich filtrów na nich. Kolejne zmienne to temperatura barwowa światła, różna w każdej okoliczności. Na koniec, nasz monitor na którym obrabiamy zdjęcia.

Zdjęcia wykonane w deszczowy, pochmurny dzień w lesie, bez korekty. Od lewej: profil ACR, profil Adobe Standard, profil X Rite ColorChecker.

Aby nad tym wszystkim zapanować potrzebujemy właśnie takich urządzeń jak X Rite ColorChecker Passport. Do dyspozycji mamy wzornik kolorów, szarą kartę i najważniejszą rzecz, oprogramowanie, które wygeneruje nam profil zestawu: aparat – ustawienia matrycy – obiektyw – filtr. Ktoś powie, że profile są dostępne w ustawieniach aparatu czy programu do obróbki zdjęć i po co robić nowe. Oczywiście, są. Przygotowało je samo Adobe i np. Nikon, ale to profile ogólne, takie „mniej więcej”, jak w minilabie i nie obejmują w żaden sposób powyższego zestawu. Z kolei profile obiektywów zawierają tylko korekcję ich wad fizycznych.

Warunek podstawowy sukcesu w pracy z X Rite ColorChecker Passport – właściwe, równe oświetlenie i poprawna ekspozycja. Bez blików, cieni, dużego kontrastu. Jeżeli w trakcie zdjęć zmienią się warunki oświetleniowe, musimy powtórzyć zdjęcie wzorca.

W trakcie zdjęć ustawiamy wzornik na wprost, prostopadle do osi optycznej obiektywu, tak by nie zajmował całego kadru, wystarczy ok. 20%-50% powierzchni. Unikamy obiektywów ultra-szerokokątnych z uwagi na dystorsję. Ostrości musi być ustawiona na wzorzec. Zdjęcia zapisujemy w plikach RAW.

x rite color checker
Taki kard wystarczy do wygenerowania profilu. Zdjęcie wykonane przy mieszanym oświetleniu dzienno-jarzeniowym. Tylko balans bieli, ustawiony próbnikiem na polu szarym, drugie od dołu po prawej stronie.

Wzorcowe zdjęcie importujemy do plugin-u w Lightroom-ie lub Photoshop-ie i generujemy profil. Po powtórnym uruchomieniu Lightroom-a, podłączamy uzyskany profil do zdjęć. Pozostaje tylko ustawić temperaturę barwową światła przy pomocy odpowiedniego dla fotografowanej sceny, portret – krajobraz, zestawu pól kontrolnych. Kontynuujemy obróbkę według potrzeb lub naszych upodobań.

Ale…


Jak każde urządzenie uniwersalne tak i to posiada pewne cechy, które trzeba znać i pamiętać o nich pracując z profilami. Wygenerowane profile są kontrastowe. Ja ustawiam od razu kontrast na -30. Następnie dokonuję korekt w panelu „Camera Calibration”. Ale do tego musimy dysponować dobrze oświetlonym światłem D50 stanowiskiem pracy i dobrym, skalibrowanym monitorem.

Zdjęcia: bez korekty kontrastu i profilu, z naniesionymi korektami.

Najbardziej na używaniu ColorChecker Passport skorzystają:
– fotografowie używający kilku aparatów podczas jednej sesji
– wykonujący zdjęcia gdzie kolor przedmiotu musi być odwzorowany perfekcyjnie, np. zdjęcia katalogowe, muzealne
– zdjęcia w trudnych, mieszanych warunkach oświetlenia

Dzięki temu otrzymujemy punkt wyjścia do dalszej obróbki i gwarantowaną powtarzalność. Pamiętajmy, że zdjęcia kreujemy my jako fotografowie, a nie normy i urządzenia.

Zakończyliśmy dopiero pierwszy etap. By wszytko zadziałało potrzebny nam jest jeszcze monitor, który można oprofilować i odpowiednio ustawić by właściwie wyświetlić efekty naszej pracy. Ale to temat na odrębne omówienie.

Podobne wpisy