Gest fotograficzny
Rafał Milach i Marta Szymańska w książce „Widzi mi się” (Wydawnictwo Fundacji Archeologia Fotografii), niedawno przez nas polecanej, tak opisują gest fotograficzny:
„Gest fotograficzny – zaciśnięta pięść lub podniesiony do góry to proste, czytelne gesty. Nieraz fotografujemy osoby wykonujące takie gesty. Jednak w fotografii gest może oznaczać też coś zupełnie innego. Mówimy, że fotograf wykonuje gesty wobec zdjęcia (wobec kliszy, odbitki, pliku) między innymi wtedy, gdy coś w nim zmienia: dorysowuje, wycina, dodaje kolory, łączy kilka zdjęć w jedno. Gesty, zarówno te sfotografowane, jak i te wykonane wobec zdjęcia najczęściej nie są przypadkowe, zawsze mają konkretne znaczenie”.
Po raz pierwszy z pojęciem gestu fotograficznego spotkałam się pod koniec lat 80. w książce Vilema Flussera „Ku filozofii fotografii”.
W tej niewielkiej książeczce Flusser przedstawił fotografa jako funkcjonariusza aparatu, realizującego program zawarty w jego konstrukcji. Dość czarna wizja sprowadzająca fotografa do realizacji instrukcji obsługi. Fotograf miał więc działać więc tak, jak funkcjonariusz partyjny. Postępować zgodnie z linią partii. Zapewniało to sprzedaż zdjęć i dobrobyt. (No cóż, miałam wtedy takie skojarzenia, bo wychowałam się w PRL. Problem w tym, że znowu zaczynam tak kojarzyć…). Zatem gdzie miejsce dla sztuki fotograficznej?
Jego odpowiedź w skrócie brzmi: trzeba znaleźć dziury w programie, wyjść poza instrukcję. Stworzyć świadomie nieprawdopodobne sytuacje, by dzielić z innymi „nowe stany rzeczy”, „nigdy niewidziane sytuacje”. I takie działanie fotografa nazywa gestem.
Wtedy wykonałam serię zdjęć krajobrazowych, za które w 1990 r. otrzymałam I nagrodę na Biennale Fotografii Górskiej w Jeleniej Górze i Biennale Krajobrazu Polskiego w Kielcach. Można je zobaczyć na mojej stronie.
Dziś ponownie wykonuje gest zaprzeczenia rzemieślniczej definicji poprawnego zdjęcia, by zajrzeć tam gdzie normalnie nasze oko nie sięga. Wykorzystuję multiekspozycję i nieprzewidywalność ostatecznego obrazu.
Dalej szukam ducha drzew
P.S.
Jerzy Lewczyński opowiedział mi kiedyś historię likwidacji pracowni pewnego fotografa z Gliwic, alkoholika. W miechu aparatu wielkoformatowego żona znalazła butelczynę schowaną na czarną godzinę. Według V. Flussera był więc prawdziwym artystą, bo instrukcja tego nie przewidywała.
Bibliografia:
- „Widzi mi się” Rafał Milach, Marta Szymańska, Wydawnictwo Fundacji Archeologii Fotografii
- „Ku filozofii fotografii” Flusser Vilém przeł. Jacek Maniecki Wydawnictwo ALETHEIA